sobota, 29 czerwca 2013
KINO
W STARYM KINIE
A Ty w kinie przytulałaś się do mnie
czule ciepło mocno nieprzytomnie
ekran w oczy światła proszkiem sypał
kurzem migał oczy nam przymykał
A Ty we mnie wtulałaś się w kinie
jak kobieta w swojego mężczyznę
dłoń szukała drugiej chętnej dłoni
czarne myśli dotykiem rozgonić
A Ty we mnie - taka zatulona
a ja w Ciebie wpatrzony - jak kobra
wir kolorów tu i lawina słów
a na zewnątrz księżycowy nów
Czeka na nas rozmarzony wieczór
pod księżycem co niejedno przeczuł
w gwiazd koralach zaplątanych w górze
wśród pokinowych mgieł i odurzeń
A Ty taka przytulona w tym kinie
ja - jak chłopak, co swojej dziewczynie
bilet stawia, i lody, i tańce...
potem spacer, pod nieba różańcem.
W STARYM KINIE
A Ty w kinie przytulałaś się do mnie
bardzo ciepło mocno półprzytomnie
prosto w oczy proszek sypał czas
nucąc dobrą piosenkę na czas
A Ty do mnie przytulałaś się w kinie
nigdy chwila w pamięci nie zginie
a dłoń ciepła w drugiej ciepłej dłoni
czarne myśli potrafi odgonić
A Ty do mnie taka przytulona
a ja w Ciebie wpatrzony jak kobra
już z ekranu spływa fala słów
czeka na nas księżycowy nów
A Ty taka przytulna w tym kinie
ja jak chłopak, co swojej dziewczynie
bilet stawia, i lody, i tańce...
potem spacer, pod nieba różańcem.
wtorek, 25 czerwca 2013
środa, 12 czerwca 2013
wtorek, 11 czerwca 2013
Przy Tobie moje życie
nabiera kolorów. Krew
plami prześcieradło. Błękit
oczu pozbawia tchu. Czerń włosów
ze śmiechem unika dotyku. W marszu różowieją policzki. Paznokcie
wyrywają kawały mięsa. Śniadość cery nasyca
powietrze. Już po pierwszym akcie dochodzimy do siebie
metodą usta usta. Potem słońce. I cień. Trzymam Twoją bladą pierś
jak puchar wina. Uśmiechasz się samymi wargami. Szarzeją
oczy. Leje się znów krew. I łzy. Mróz szkli kałuże. Wraca inna
burzliwa noc, pioruny rwą nas na strzępy. Marzę o ciszy
trzymając w ramionach niespokojne ciało.
Dzięki Tobie życie nabiera kolorów. Marszczysz brwi.
Wgryzam się w Twoje barwy. Do utraty tchu.
nabiera kolorów. Krew
plami prześcieradło. Błękit
oczu pozbawia tchu. Czerń włosów
ze śmiechem unika dotyku. W marszu różowieją policzki. Paznokcie
wyrywają kawały mięsa. Śniadość cery nasyca
powietrze. Już po pierwszym akcie dochodzimy do siebie
metodą usta usta. Potem słońce. I cień. Trzymam Twoją bladą pierś
jak puchar wina. Uśmiechasz się samymi wargami. Szarzeją
oczy. Leje się znów krew. I łzy. Mróz szkli kałuże. Wraca inna
burzliwa noc, pioruny rwą nas na strzępy. Marzę o ciszy
trzymając w ramionach niespokojne ciało.
Dzięki Tobie życie nabiera kolorów. Marszczysz brwi.
Wgryzam się w Twoje barwy. Do utraty tchu.
sobota, 8 czerwca 2013
MODLITWA
Chcę Cię
bo
gdy jesteś to i ja jestem
Chcę Cię
blisko
wtedy znika cała piekielna pustka i wieczność
a liczy się chwila
Chcę Cię
jesteś
ale gdy uciekasz to otwiera się przepaść
Chcę Cię
zamknąć w ramionach i ochronić
przed demonami
.............................. ....................
Idę do Ciebie...przez te piekło
Chcę Cię
wiesz
że jesteś jedyną żywą istotą w moich myślachwiesz
przed demonami
..............................
Dziś nerwy mi zgrzytają jak koła tramwaju na zakręcie
coś w środku supła się wije... rozszerza, puchnie i wydłuża
a potem skręca.
Nie ma wieści od niej. A ja jak napadnięty nocą wędrowiec.
Pełen lęku o życie. Czy dotrwam do świtu.
Rozszarpują mnie ciemne myśli i wyobrażenia. Ona wchodzi
zmysłami a wychodzi bokiem. Zmysły kipią.
Spokój może jest tuż za drzwiami. Nie mam siły wyjść z domu.
Za oknem słońce a w domu noc.
Nie widzę prognozy pogody. Całość jest zabójcza. Mszczę się na mrówkach.
Zabijam bez litości każdą z nieskończonej linii.
Boli mnie wszystko a jeszcze sobie dokładam.
Kawa stygnie. Czekolada nie kusi. Znajomości schną.
W pobliżu domu przechodzą sami obcy ludzie.
coś w środku supła się wije... rozszerza, puchnie i wydłuża
a potem skręca.
Nie ma wieści od niej. A ja jak napadnięty nocą wędrowiec.
Pełen lęku o życie. Czy dotrwam do świtu.
Rozszarpują mnie ciemne myśli i wyobrażenia. Ona wchodzi
zmysłami a wychodzi bokiem. Zmysły kipią.
Spokój może jest tuż za drzwiami. Nie mam siły wyjść z domu.
Za oknem słońce a w domu noc.
Nie widzę prognozy pogody. Całość jest zabójcza. Mszczę się na mrówkach.
Zabijam bez litości każdą z nieskończonej linii.
Boli mnie wszystko a jeszcze sobie dokładam.
Kawa stygnie. Czekolada nie kusi. Znajomości schną.
W pobliżu domu przechodzą sami obcy ludzie.
piątek, 7 czerwca 2013
dla A. S. z okazji nowej perły w jej naszyjniku
.............................. .............................. .............................. .................
..............................
Kobieta i jej perły.
Znów zmierzch osiadał na krawędzi
dnia. Tym razem był to wieczór jeden z tych szczególnych.
Siedziała sama na brzegu wanny. Kątem oka widziała się w lustrze.
Ogarniały ją mieszane uczucia. Lata mijały. A ona nie była tak
bardzo szczęśliwa, jak by chciała. Próbowała różnych związków.
Bywała zakochana. Bywała porzucana. Sama też odchodziła i
wracała. Lub brała nowych facetów w swoje ramiona i uda. Dziś
poczuła się zmęczona. Tym tańcem z życiem.
W domu było ciepło. I cicho. Dzieci
wybiegły na podwórko. Raczej nie wrócą same. Będzie musiała
zawołać je i namówić do powrotu. Wie, że wrócą. Są dość
posłuszne. A dziś ma dla nich też deser. Słodycz. Smakołyki.
Przyjdą. Będą z nią przez chwile. Potem zażądają bajek,
telewizji lub przytulenia. Dostaną wszystkiego po trochu i położy
je spać. A teraz ma czas dla siebie.
W nocy przyśniło jej się coś o czym
trochę wstydziła się myśleć za dnia. Ale sen nie odleciał, jak
to często bywa ze snami. Ten przykleił się do niej delikatnie i
trwał. Migotał. Uśmiechnęła się. Kobieta po 40tce, pomyślała...
To skarb. Perła. Zatem... mrugnęła do swego odbicia w lustrze. Zatem. Jeszcze się niektórzy zdziwią! A ja najbardziej.
Promień uśmiechu zalał blaskiem jej usta i pozostał.
Kolejne dni nie różniły się od
siebie. Natomiast wszystko jakby wypiękniało. Jakby
wypełniło się rozświetleniem. Błyszczało i lekko raziło oczy.
Życie z każdym dniem znów podobało jej się bardziej.
Na urodziny dostała perłę.
Pojedynczą perłę nawleczoną na cienką nić.
Zdjęła z szyi (na chwilę) sznur
pereł i powoli je przeliczyła. Były różnej wielkości.
Od drobnych po średnie i większe.
Raczej regularne ale czasem wyczuwała opuszką palca zgrubienia i
skazy na niektórych. Dziś zsunęła je wszystkie i ułożyła
inaczej niż dotychczas.
Po prawej i po lewej stronie ułożyła
te najmniejsze, potem dodawała kolejne. Na środku położyła tę
perłę największą. Tę którą właśnie otrzymała.
Nawlekała je powoli i z uczuciem
jakiego dawno nie doznała. Nawlekała każdą perłę myśląc o
niej i o czasie jaki ze sobą niosła. O swojej młodości,
pierwszych miłościach, prawdziwym zakochaniu, seksie i namiętności,
pasjach a także zwykłych dniach, chorobach i smutku. Życie
zapisane w perłach było prawdziwe ale... jakoś niepełne. Może
któraś z pereł była fałszywa? Może wypełniona strachem
promieniowała na inne. Zarażała je i powodowała przygaszanie
blasku?
Delikatnie polerowała każdą z pereł,
ogrzewała ją i obserwowała jej blask.
Każda była przecież cząstką jej.
Nie do wyrzucenia, nie do zaprzeczenia.
Z tym sznurem będę dalej żyć.
Uśmiechnęła się. I ten sznur będzie ze mną.
Ale ja to teraz trzymam w ręku i
układam naszyjnik. Dziś ja decyduję o tym
jak wygląda mój sznur. Jak sobie
przeplotę, jak nawlokę, jak dumnie nosić będę.
Największą perłę nawlokła na
środek. Potem następne. Wieczorem założy sznur korali
ale już teraz czuła jego ciepło i
lekkość. Wieczór nie był już samotną wyspą.
Perła nr 40 zalśniła na środku
naszyjnika, jaka będzie perła nr 41... Zobaczymy.
Może to będzie ta czarna. Ta cenna.
Najcenniejsza.
środa, 5 czerwca 2013
wtorek, 4 czerwca 2013
URYWEK WIĘKSZEJ CAŁOŚCI///
Zdarzało się, że było pięknie. A czasem przychodził mróz i wichury. Cały świat znikał w szalonej zawierusze! Z ciemnego nieba spadały czarne odłamki chmur i groźby grzmotów. A potem łagodniało wszystko w ciszy...
Codziennie podnosił się z łóżka do życia. Bardzo go namawiała. Zakochała się od pierwszego wejrzenia w jego uśmiechu i wesołych oczach. Polubiła poczucie humoru i błysk inteligencji. No i jego pożądanie. To razem było piorunem, który w nią trafił.
A on wracał do łóżka. Ciężko zasypiał i oddalał się od niej w swych snach. Nie uwierzył na początku w miłość. Jak mógł? Dreptał swoimi ścieżkami przez świat napotykając taką czy inną. A ona była inna. Ona była samorodkiem. Otwarta na ... Zamknięta na... Zmęczona romansami. Zagniewana. Zszokowana wróżbą.
Zdarzało się, że było pięknie. Zamykali się wtedy w świecie dla dwojga. Nasycali i przeżywali każdą chwilę. Wydawało się pięknie. Ona jednak widziała chmury jego w duszy. I pozostałości po burzach, przed którymi uciekał. Głaskała jego czoło ale wtedy jego spokój napełniał ją niepokojem. Tak jakby były to naczynia połączone.
Odchodziła wtedy.
Gdy tak leżał, powalony bezradnością. Zawinięty w kokon słabości i rozpaczy. Zagryziony myślami. Nagi.
Wtedy wracał do tych chwil z nią. Błyszczały w jego pamięci. Jak łzy, krople rosy lub diamenty.
Strząsał z siebie bezradność i mękę przeżuwania wczorajszych błędów. Chciał jej. Wtedy wracała.
cdn
Zdarzało się, że było pięknie. A czasem przychodził mróz i wichury. Cały świat znikał w szalonej zawierusze! Z ciemnego nieba spadały czarne odłamki chmur i groźby grzmotów. A potem łagodniało wszystko w ciszy...
Codziennie podnosił się z łóżka do życia. Bardzo go namawiała. Zakochała się od pierwszego wejrzenia w jego uśmiechu i wesołych oczach. Polubiła poczucie humoru i błysk inteligencji. No i jego pożądanie. To razem było piorunem, który w nią trafił.
A on wracał do łóżka. Ciężko zasypiał i oddalał się od niej w swych snach. Nie uwierzył na początku w miłość. Jak mógł? Dreptał swoimi ścieżkami przez świat napotykając taką czy inną. A ona była inna. Ona była samorodkiem. Otwarta na ... Zamknięta na... Zmęczona romansami. Zagniewana. Zszokowana wróżbą.
Zdarzało się, że było pięknie. Zamykali się wtedy w świecie dla dwojga. Nasycali i przeżywali każdą chwilę. Wydawało się pięknie. Ona jednak widziała chmury jego w duszy. I pozostałości po burzach, przed którymi uciekał. Głaskała jego czoło ale wtedy jego spokój napełniał ją niepokojem. Tak jakby były to naczynia połączone.
Odchodziła wtedy.
Gdy tak leżał, powalony bezradnością. Zawinięty w kokon słabości i rozpaczy. Zagryziony myślami. Nagi.
Wtedy wracał do tych chwil z nią. Błyszczały w jego pamięci. Jak łzy, krople rosy lub diamenty.
Strząsał z siebie bezradność i mękę przeżuwania wczorajszych błędów. Chciał jej. Wtedy wracała.
cdn
poniedziałek, 3 czerwca 2013
niedziela, 2 czerwca 2013
(perełki dla M...)
1.
nogami oplatasz
drapiesz pazurami
brutalna ta bliskość
2.
a czułość jak dreszcz
zjadam Cię głodny
okruszyny nieba
3.
pod palcami
jesteś wanilią płatkiem
róży korą dębu gałązką oliwną
1.
nogami oplatasz
drapiesz pazurami
brutalna ta bliskość
2.
a czułość jak dreszcz
zjadam Cię głodny
okruszyny nieba
3.
pod palcami
jesteś wanilią płatkiem
róży korą dębu gałązką oliwną
4.
dotknięta
płoniesz
nieśmiała świeca
5.
powtarzamy ruchy
wyznania i słowa
uwielbiam
spojrzenia szepty
nasze blisko każdym gestem
czy chcę coś jeszcze? czy dodać? nie, to wszystko!
zachwycony jestem
6.
pocałowana
w policzek
płoniesz
nadstawiając
drugi
odwijam Cię
papierek z cukierka
i smakuję
8.
pieprz i wanilię
Twojej skóry
biorę na czubek języka
otwierasz się
zamykasz
sobota, 1 czerwca 2013
Kolacja, obiad, śniadanie.
Gdy ma lub gdy zdjęła ubranie.
Gdy wolna jest. Lub zajęta.
Smutna czy uśmiechnięta.
Śpiąca czy zapracowana.
Robi wrażenie na panach.
Z włosami kruka lub pawia.
Z oczami wilka, żurawia.
Skórą jak mchem otoczona.
Matka. Kochanka. Żona.
Bierze do ręki dzień co dzień.
Bierze się z nocą za bary.
Gdy już ostatni idzie ulicą przechodzień...
zdejmuje mi okulary...
Subskrybuj:
Posty (Atom)