SPRZĄTANIE PO.
Robię porządki. Bo ona tu była. Była
dość długo i śladów nazostawiała.
Odnoszę naczynia do zmywania. Na
kubeczku po herbacie ślad i cień smaku. Piła z mojego kubeczka. Na
łyżeczce lekki aromat cytryny i ciepło jej skóry. Splecione
razem. Zapewne na jej palcach aromat cytryny pozostał. Sprzątam
talerze. Rozgrzebane słodycze. Ciasta. Ślady ugryzień. Na brzeżku
talerza zarys jej palca. Słodycz opuszka. Na widelczyku mały
zaciek lukru. Tu przesunęła palcem, ruch zapisany jak w
zastygniętym bursztynie.
Podchodzę do łóżka. Koc wygnieciony
jej biodrami. Siedziała swobodnie i beztrosko. W gnieździe z
prostej przyjemności utkała zawój, zapis wieczoru. Kulę ciepła.
W której się schowała. Ukryła. I chłód świeżego powietrza. Z
uchylonego okna. Rozwijam ten koc z delikatnie wytrząsam te ciepło
na dywan. Na swoje stopy. Falami lekkiej bawełny opada na mnie
Strzepuję prześcieradło. Na nim
zarys jej dłoni. Obrys piersi. Linia brwi. Cienie pozostawione przez
lampkę nocną, przez boczne światło. Delikatnie przesuwam te
cienie w stronę krawędzi łóżka. Opadają bezgłośnie.
W łazience odnajduję jej zapach.
Smuga na kafelkach. Muśnięcie na lustrze. Muślin zaczepiony
pomiędzy drzwiami a szafką toaletową. Drży jeszcze pajęczyna jej
przelotnego spojrzenia.
W kuchni świeca, którą zapalała.
Odciśnięta w ciepłym wosku. Ona. Cała. Rozlewa się wanilią.
Zastyga piżmem przy drzwiach wyjściowych. Zostawia ślady bosych
stóp na dywanie.
Delikatnie i uważnie ewidencjonuję te
dowody, jak zapis zbrodni doskonałej. Dotknięcia, muśnięcia,
zdecydowane lub delikatne obejmowanie rzeczy i przestrzeni. Uśmiech.
Spojrzenie spod rzęs. Wypowiadane słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz