poniedziałek, 16 lutego 2015

wśród oporów materii,
mimo braków dni ferii,
mimo poczucia dna -
DOBREGO DNIA

mimo załamki ducha,
mimo mózgu jak klucha,
że ktoś więcej tam ma -
DOBREGO DNIA

mimo braku uśmiechu,
życia prawie z bezdechu
małej szansy na spa -
DOBREGO DNIA

bo się może już budzi
pomysł, co ruszy ludzi
i nadzieję znów da...
DOBREGO DNIA

piątek, 24 października 2014

NOWE


bo spada jak jastrząb i wpada okruchem szkła w oko gdy Ty tymczasem nawet nie zauważasz tnie po duszy i rozrywa nerwy nową radością i szczęściem wybucha w mózgu i spływa do kącików ust które podnoszą się jak wąsy myśliwego biegnie już wilkiem przez las, przez polanę nowym tropem, dobiegają Cię hałasy z kuchni a to tylko się przewija rolka filmowa z życia, najważniejsze dzieje się w tej nowej przestrzeni gdzie baraszkują fantazje

piątek, 13 września 2013

BAJKA NR 6



BAJKA NR 6.
OLIWIER i jego Tata.
Tata Oliwiera znów szukał spokoju na ławce. Ja jestem Oliwka i czasem siedzę na ławce, by zebrać myśli, które w ciągu dnia i zabawy jakoś mi się rozbiegają. Tak właśnie było i tym razem. Zbliżał się wieczór i już, już spodziewałam się usłyszę Mamę, która mnie woła do domu. Że kolacja, czy lekcje, czy coś tam… Nie warto wspominać.
Zatem, gdy zbliżał się już wieczór na wyciągnięcie ręki, to zamiast pogodnego muskania mojej ręki przez zachodzące słońce, poczułam że cała ławka, na której siedziałam aż podskoczyła. To sąsiad, tata Oliwiera, usiadł na niej z impetem i cichym jękiem. Udawałam, że nie słyszę i nie czuję. Ale on i tak zaczął mówić. Oliwier, czyli syn sąsiada, ma mało lat ale już wiele na sumieniu. Ostatnio rozmontował całą kolekcję rodzinnych telefonów komórkowych ale nie odnalazł tam odpowiedzi na swoje pytania. Pytań nie znam. Ale burza, jaka po tym nastąpiła była jak gromy i błyski. Z drugiej strony, mnie też czasem korcił zajrzeć do wnętrza telefonu ale nie mam na to odwagi. I żal by mi było Mamy, która uwielbia dużo rozmawiać.
Ale tym razem przecież nie mogło chodzić sąsiadowi o telefony. Oliwier uroczyście przyrzekł, że przez dłuższy czas nie będzie ich ruszał a nawet nie będzie patrzył w ich kierunku.
Tym razem zatem chodziło o coś innego. Niby nie słuchałam, niby udawałam, że mnie nie ma a jednak cała czekałam na słowa sąsiada.
Ten jednak wciąż coś tylko wzdychał i otwierał usta, próbując formułować słowa. Dość śmiesznie to wyglądało. Mało się nie udusiłam ze śmiechu, gdy sąsiad poruszał ustami, jak ryba wyjęta z wody. Ale nie mogłam się śmiać. Bo przecież sytuacja była poważna. Coś wygnało sąsiada z domu na świeże powietrze. Coś się stało, coś musiało się stać. Ale on tylko wzdychał i poruszał ustami. Wreszcie ciężko się podniósł z ławki i poczłapał do domu. Ech. Może jutro się dowiem, co się wydarzyło.
Bo przecież coś się stało. COŚ MUSIAŁO SIĘ STAĆ!
W tym momencie Mama zawołała mnie do domu.
Nie miałam siły odrabiać lekcji. Tajemnica sąsiada mocno mi pomieszała myśli. Jutro zapytam. Może to było faktycznie coś poważnego, że aż odebrało głos sąsiadowi. Ech, albo spytam Oliwiera.
(wydarzenie z życia Oliwki zapisał J. Budnicki)

BAJKA NR 5



BAJKA NR 5.
SEN OLIWKI czyli ROBALE.
Zbliżał się koniec wakacji. Narady na podwórku nie dały żadnego rezultatu. Nie było dobrego pomysłu. Nikt nie znalazł sposobu na przedłużenie wakacji. Czas szkoły czy przedszkola zbliżał się nieubłaganie. Już wkrótce podwórko opustoszeje a w miejsce dzieci na teren placu zabaw wejdą…
- Robale wejdą. Pomyślała Oliwka. Wczoraj widziałam, jak taka wielka stonoga przymierza się do zejścia z trawnika na chodnik. Była blisko ale coś ją chyba wystraszyło i zawróciła w zieleń.
- A ja słyszałem, że wieczorami na ścieżki wypełzają takie ślimaki bez skorupek. Wyglądają jak żółwio-węże! Pomyślał Adaś. Adaś siedział blisko obok Oliwki na ławce i słyszał jej myśli. Swoje zresztą też słyszał.
- Od kogo słyszałeś?
- Od kamienia…
Oliwka zdumiała się najbardziej w życiu.
- Gadasz z kamieniem?
- Nie, nie gadam. Czasem rozmawiamy ale to był taki szept. Drzewo to potwierdziło.
- Gadasz z drzewem?
- Czasem tak, a Ty nie?
- Nie. Nie miałam okazji.
- To kiedyś spróbuj.
Ostatnie godziny wakacji przepychały się do wyjścia z kalendarza.
Dzieci machały nogami a w powietrzu wisiał jeszcze upał.
Na ścieżce pojawiły się Robale.
Szły równym marszem w karnych szeregach. Na przedzie wielkie gąsienice, za nimi długie stonogi, zaraz za nimi karaluchy w parach, z trawy wynurzały się skoczne pasikoniki i stada biedronek.
- Mamo, inwazja! Pomyślała Oliwka a Adaś dodał w swoich myślach:
- O….
Wtedy do akcji wkroczył Pan Dozorca. Wyszedł z wielką miotłą (pożyczoną chyba od jakiejś czarownicy) i zagrodził drogę Robalom!
- A wy gdzie? - Fuknął!
- Kolumna marszowa, STOP! Padł krótki rozkaz z trawy i za chwilę spośród zieleni wynurzyła się mała głowa Modliszki!
- Co jest, Panie Franku? Wojna czy pokój?
- Jeśli dziś, to wojna! Śmiało odrzekł Pan Franek, choć był w kompletnej mniejszości wobec morza falujących na ścieżce Robali.
- Jak to? Przecież na jesień zawsze robiliśmy Inwazję! Co jest? To żart??
- Coś wam się, kochani, zegar biologiczny zaciął lub przyspieszył. W tył zwrot i w trawę! Jeszcze lato. Nie pora na zamieszkanie w bloku!
- A… rzekła z zadumą Modliszka! Znów mi dzieci przestawiły zegarki.
- Ej. Wojsko. Wracamy do obozu. To był tylko próbny alarm. To były ćwiczenia.
- Tak, tak… mruczała przez sen Oliwka. – W tył zwrot, Robale!
- Jesteśmy uratowani… mruczał przez sen też Adaś.
Tylko Pan Franek stał oparty o miotłę i coś mruczał pod nosem najwyraźniej nie przez sen. Ale tych słów Pana Franka to już nie dołączymy do bajki.
(sen Oliwki i Adasia oraz ich myśli opowiedział J. Budnicki)

BAJKA NR 4



BAJKA nr 4.

Opowieść Adasia.

Z piątki dzieci, które odnalazły ZAGUBIONĄ BAJKĘ i obiecały ją
odwiedzać w Zaprzyjaźnionym Miejscu, pierwszy przyniósł swą opowieść
Adaś. Adaś ma 4 lata. Ale jego Mama pozwala mu na samodzielne
wychodzenie na podwórko. Patrzy czasem na niego z góry, chyba z 7
piętra i się uspakaja, gdy go widzi. Ale się denerwuje, gdy go nie
widzi. Bo Adaś czasem lubi się ukryć. Nie robi tego na złość Mamie.
Nie robi tego nikomu na złość. Po prostu czasem ma swoje ważne sprawy
albo coś-ważnego-do-roboty!

Ostatnio, gdy się okazało, że wyjeżdża z Mamą i Tatą na krótkie
wakacje za miasto, to trochę się ucieszył a trochę zmartwił. Ucieszył
się z samego wyjazdu. Nie wiedział, gdzie jedzie, bo Mama mówiła, że
nad wodę a Tata, że wręcz przeciwnie, że na pustynię! Ech, ci Rodzice
- czasem żartują a czasem są niezdecydowani. Adasiowi przyszło czekać.
Ale się nie martwił wyjazdem. Martwił się powrotem!

Bo za placem zabaw, w takim rogu gęsto zarośniętym przez krzewy i
wysokie trawy, miał swoje ulubione miejsce. Tu się czasem ukrywał. Nie
sam. Tu miał też spotkania z Przyjacielem. Przyjaciel nie był
człowiekiem, ale się zaprzyjaźnili.

I tego się Adaś bał najbardziej, że Przyjaciel poczuje się
osamotniony, że gdy Adaś wyjedzie, nie wiadomo jak daleko i nie
wiadomo, na jak długo, to Przyjaciel się zasmuci. A może i odejdzie.
Lub ruszy na poszukiwania Adasia i wtedy może gdzieś się zgubi. Aż
smutno było o tym Adasiowi myśleć. Ale jak przekonać kogoś, że się
wróci, gdy Adaś sam nie wiedział, kiedy wróci. Nie bardzo wiedział,
czy wróci rano czy wieczorem, czy może w sobotę czy czwartek. Pytał o
to... ale Rodzice się tylko śmiali z tych pytań.

Poszedł więc do Przyjaciela i długo był z nim. Rozmawiali. Gładził go
ręką a potem głęboko wzdychał. Wreszcie powiedział, że wyjeżdża...i że
wróci. ŻE WRÓCI NA PEWNO. Ale odpowiedziało mu milczenie i chłód.

Ech... Adaś zmartwiony wracał do domu a wieczorem nie mógł długo zasnąć.

Po powrocie z wakacji od razu pobiegł w te miejsce! Szczęśliwy
zobaczył, że Przyjaciel jest! Że czeka na niego dokładnie w tym
miejscu, gdzie się rozstali. Radośnie opowiadał zatem o wyjeździe, o
zabawach na plaży nad morzem, że plażę i wydmy nazywał Pustynią a
Morze nazywał Oceanem. I że najbardziej lubił zbierać muszelki i
kolorowe kamienie. Bo te mu przypominały Przyjaciela. I trochę tych
kamieni i muszli dziś przyniósł.

Potem długo obejmował i przytulał Przyjaciela. Aż ten zrobił się
cieplejszy i weselszy. A potem spostrzegł, że obok stoi też Wielkie
Drzewo, pochylone i jakby zasłuchane w Adasia opowieść. Adaś podszedł
do drzewa i też je mocno objął i przytulił.

Gdy odchodził jeszcze raz spojrzał na duży kamień i rosnące obok
drzewo. I pomachał ręką. Do widzenia, Przyjacielu. Do jutra. Będę tu
zaraz po śniadaniu, na pewno!


(opowieść Adasia spisał Jarosław Budnicki)

wtorek, 27 sierpnia 2013

SZALONY AUTOBUS LINII 101 W WARSZAWIE!

Po prostu MUSZĘ to opisać! To chyba nie był przypadek ale czy jakaś szerzej i na dłużej zakrojona akcja? Tego nie wiem. Otóż wracałem z Białołęki od znajomej (ukłony dla Pani Ani!!), na pętli w Nowodworach wsiadłem w zwykły (wydawałoby się) autobus regularnej linii 101.

„Za cztery minut odjazd” - zabrzmiało z głośników.

Stojące na pętli autobusy mają na wyświetlaczu podawaną trasę, numer a także czas od odjazdu. Że jest też komunikat głosowy, tego nie znałem.

OK. Pomyślałem, odjazd za 4 minuty. Super!

„Za cztery minuty odjazd... zamruczał ponownie głośnik – ale chyba mało kogo to obchodzi... dodał” Hm. Uśmiechnąłem się. Czy to żart? W autobusie siedziało kilka osób. Reakcje były skromne. Półuśmiechy. Drgania kącików ust.

„No to jedziemy!” rzucił głośnik i faktycznie autobus ruszył. Zaraz za wyjazdem z pętli wymusił pierwszeństwo na osobowym. „Uff... zamruczał głośnik”

Na pierwszym przystanku znów się odezwał. „Dzień dobry! Wita Państwa Rejsowy autobus ZTM. Zapraszamy!” Wsiadający ludzie rozglądali się zdezorientowani. „A teraz trochę muzyki” dodał głośnik i puścił niezły nawet kawałek. Ktoś skasował bilet. „Dziękuję! W imieniu chłopaków z ZTM. Będą mieli na pensje! To zaskakujące, że ktoś kasuje bilety, na naszej trasie to rzadkość!”

Dojeżdżaliśmy do przystanku przy sklepie Piotr i Paweł. Była już godzina 20.00. „O, Sklep Trójcy Świętej...komentował głośnik. Piotr, Paweł i …” coś zabulgotało niezrozumiale. „Zapraszam, zapraszam, szczególnie z zakupami. Kto ma piwo, proszę do przodu! Śmiało.” Ludzie już na głos się śmiali i komentowali jazdę z takim gadającym, wesołym kierowcą.

Z kolejnego przystanku zabrał dwie młode dziewczyny. „Zabieramy dwie łanie!” skomentował.

Na następnym czekała jedna dziewczyna rozmawiająca przez telefon komórkowy. „Nowa łania” padło z eteru.
„Witam, witam, wesoło wołał głośnik, zapraszamy, rozmawia Pani z chłopakiem? Proszę go pozdrowić ode mnie!” i za chwilę „Czy wie Pani, że przyjechaliśmy tu specjalnie po Panią?”
„Miło” odpowiedziała wesoło dziewczyna. „To szczera prawda, rzekł głośnik”. „Dziękuję” dodała dziewczyna. Wesołość w autobusie była duża i powszechna.

„A teraz przyspieszamy! Nowy most, można poszaleć!” Autobus rwał przez Most Północny w kierunku Metra Młociny. Muza grała a kierowca nucił z piosenkarką. „Freedom - no love, freedom – no love, and love is no freedom”. Czy most też się bujał do tego rytmu?? Prawie!
„Lecimy z wiatrem! Kto czuje wiatr we włosach?” Zagajał głośnik. „A kto czuje wiatr pod pachami?” dopytywał intymnie.

„O, jesteśmy o 10 minut przed czasem!” Wyjawił głośnik. „Trzeba troszkę zwolnić” i tak na zwolnionych obrotach i w oparach humoru oraz dobrej muzyki dojechaliśmy do Młocin.

„Chodź, powiedziała Pani do szeroko uśmiechniętego synka. Podziękujemy Panu kierowcy!”
I tak zrobili a za tą Panią wszyscy pasażerowie wyszli przednimi drzwiami. Każdy dziękował za humor i za fajną jazdę. Ktoś nawet rzucił kierowcy 5 zł. “Na piwo!”

wtorek, 20 sierpnia 2013

Wpis na konkurs ogłoszony przez panią sex coach

KWADRANS PRZYJEMNOŚCI
(a gdybym zdobył nagrodę, przekażę ją najmilszej Kobiecie)

Piszę do niej sms-a a ona się tak ubiera, jak ja sobie tego życzę. Tak
się dzieje szczególnie wtedy, gdy jest daleko. Tak się ubiera a w
zasadzie można powiedzieć, że tak się rozbiera. Fantazjuję o niej na
jawie. Ona mi odpowiada tym samym. Czasem mi się śni. Jest pierwszą
osobą, która się o tym dowiaduje. Obawia się nawet, że te moje sny nie
są snami. Że korzystając z czasowej wolności, zasłaniając się snem,
zasłaniając się fantazją, zapraszam do domu inne kobiety a te moje sny
i prośby o jej fotografie, to dodatek. Pieprzyk. A ja uwielbiam jej
pieprzyk. Cudownie uczepiony piersi. Znak naszego sojuszu i
braterstwa. Od tego miejsca do sutka tylko mały ruch dłonią. Lubię
czuć te jej nabrzmiewające piersi i słyszeć jej oddech, co zaczyna się
cicho i wpada w furię.

Potem oddaje mi się cała. Z krzykiem. Że mogę wszystko. Że jest moja.
I czasem też przeklina. Potem wtula się we mnie i cofa część słów.
Zawstydzona rozkoszą.

Ja mam swoje kwadranse. Misteria fantazji i poruszania zmysłów bez
dotyku. Dotyk zanadto przyspiesza tok wydarzeń.

Zanurzam się w sen na jawie. W marzenia. W czystą zmysłowość.

Mija kwadrans. Proszę ją o kolejną fotografię. Ale wtedy ona już często śpi...