wtorek, 27 sierpnia 2013

SZALONY AUTOBUS LINII 101 W WARSZAWIE!

Po prostu MUSZĘ to opisać! To chyba nie był przypadek ale czy jakaś szerzej i na dłużej zakrojona akcja? Tego nie wiem. Otóż wracałem z Białołęki od znajomej (ukłony dla Pani Ani!!), na pętli w Nowodworach wsiadłem w zwykły (wydawałoby się) autobus regularnej linii 101.

„Za cztery minut odjazd” - zabrzmiało z głośników.

Stojące na pętli autobusy mają na wyświetlaczu podawaną trasę, numer a także czas od odjazdu. Że jest też komunikat głosowy, tego nie znałem.

OK. Pomyślałem, odjazd za 4 minuty. Super!

„Za cztery minuty odjazd... zamruczał ponownie głośnik – ale chyba mało kogo to obchodzi... dodał” Hm. Uśmiechnąłem się. Czy to żart? W autobusie siedziało kilka osób. Reakcje były skromne. Półuśmiechy. Drgania kącików ust.

„No to jedziemy!” rzucił głośnik i faktycznie autobus ruszył. Zaraz za wyjazdem z pętli wymusił pierwszeństwo na osobowym. „Uff... zamruczał głośnik”

Na pierwszym przystanku znów się odezwał. „Dzień dobry! Wita Państwa Rejsowy autobus ZTM. Zapraszamy!” Wsiadający ludzie rozglądali się zdezorientowani. „A teraz trochę muzyki” dodał głośnik i puścił niezły nawet kawałek. Ktoś skasował bilet. „Dziękuję! W imieniu chłopaków z ZTM. Będą mieli na pensje! To zaskakujące, że ktoś kasuje bilety, na naszej trasie to rzadkość!”

Dojeżdżaliśmy do przystanku przy sklepie Piotr i Paweł. Była już godzina 20.00. „O, Sklep Trójcy Świętej...komentował głośnik. Piotr, Paweł i …” coś zabulgotało niezrozumiale. „Zapraszam, zapraszam, szczególnie z zakupami. Kto ma piwo, proszę do przodu! Śmiało.” Ludzie już na głos się śmiali i komentowali jazdę z takim gadającym, wesołym kierowcą.

Z kolejnego przystanku zabrał dwie młode dziewczyny. „Zabieramy dwie łanie!” skomentował.

Na następnym czekała jedna dziewczyna rozmawiająca przez telefon komórkowy. „Nowa łania” padło z eteru.
„Witam, witam, wesoło wołał głośnik, zapraszamy, rozmawia Pani z chłopakiem? Proszę go pozdrowić ode mnie!” i za chwilę „Czy wie Pani, że przyjechaliśmy tu specjalnie po Panią?”
„Miło” odpowiedziała wesoło dziewczyna. „To szczera prawda, rzekł głośnik”. „Dziękuję” dodała dziewczyna. Wesołość w autobusie była duża i powszechna.

„A teraz przyspieszamy! Nowy most, można poszaleć!” Autobus rwał przez Most Północny w kierunku Metra Młociny. Muza grała a kierowca nucił z piosenkarką. „Freedom - no love, freedom – no love, and love is no freedom”. Czy most też się bujał do tego rytmu?? Prawie!
„Lecimy z wiatrem! Kto czuje wiatr we włosach?” Zagajał głośnik. „A kto czuje wiatr pod pachami?” dopytywał intymnie.

„O, jesteśmy o 10 minut przed czasem!” Wyjawił głośnik. „Trzeba troszkę zwolnić” i tak na zwolnionych obrotach i w oparach humoru oraz dobrej muzyki dojechaliśmy do Młocin.

„Chodź, powiedziała Pani do szeroko uśmiechniętego synka. Podziękujemy Panu kierowcy!”
I tak zrobili a za tą Panią wszyscy pasażerowie wyszli przednimi drzwiami. Każdy dziękował za humor i za fajną jazdę. Ktoś nawet rzucił kierowcy 5 zł. “Na piwo!”

wtorek, 20 sierpnia 2013

Wpis na konkurs ogłoszony przez panią sex coach

KWADRANS PRZYJEMNOŚCI
(a gdybym zdobył nagrodę, przekażę ją najmilszej Kobiecie)

Piszę do niej sms-a a ona się tak ubiera, jak ja sobie tego życzę. Tak
się dzieje szczególnie wtedy, gdy jest daleko. Tak się ubiera a w
zasadzie można powiedzieć, że tak się rozbiera. Fantazjuję o niej na
jawie. Ona mi odpowiada tym samym. Czasem mi się śni. Jest pierwszą
osobą, która się o tym dowiaduje. Obawia się nawet, że te moje sny nie
są snami. Że korzystając z czasowej wolności, zasłaniając się snem,
zasłaniając się fantazją, zapraszam do domu inne kobiety a te moje sny
i prośby o jej fotografie, to dodatek. Pieprzyk. A ja uwielbiam jej
pieprzyk. Cudownie uczepiony piersi. Znak naszego sojuszu i
braterstwa. Od tego miejsca do sutka tylko mały ruch dłonią. Lubię
czuć te jej nabrzmiewające piersi i słyszeć jej oddech, co zaczyna się
cicho i wpada w furię.

Potem oddaje mi się cała. Z krzykiem. Że mogę wszystko. Że jest moja.
I czasem też przeklina. Potem wtula się we mnie i cofa część słów.
Zawstydzona rozkoszą.

Ja mam swoje kwadranse. Misteria fantazji i poruszania zmysłów bez
dotyku. Dotyk zanadto przyspiesza tok wydarzeń.

Zanurzam się w sen na jawie. W marzenia. W czystą zmysłowość.

Mija kwadrans. Proszę ją o kolejną fotografię. Ale wtedy ona już często śpi...

niedziela, 18 sierpnia 2013

SPACER

ZWYKŁY WIECZORNY SPACER

Podarowałem jej korale. Perły słów
nanizane na nić spojrzeń. Mocny węzeł
rozwiązał się we śnie. Gdy dotyk 

Przetoczył się po jej karku, zwijał czas
w przeraźliwie maleńkie kuleczki.

Padał deszcz wspomnień. Ciepłe płomienie lizały stopy.
Garść chwil, okruchy słów. Wybuchały kryształy dobroci.

Pocztówki myśli wirowały w powietrzu. Zachodziło
słońce. Noc stawała się jedynym towarzystwem.

Mijam poprzewracane drogowskazy. Na rogach ulic
przystaję. Czekam na jej kroki.Czuję

- noc mnie otacza ciepłym moherowym swetrem.

Jej piersi tańczą
w moich dłoniach, jak dwa puchary napełnione dzikim winem.

sobota, 17 sierpnia 2013

BAJKA

BAJKA nr 4.
(Kontynuacja serii bajek ZAGUBIONA)

...............................................................................................................................................
 
Opowieść Adasia.

Z piątki dzieci, które odnalazły ZAGUBIONĄ BAJKĘ i obiecały ją
odwiedzać w Zaprzyjaźnionym Miejscu, pierwszy przyniósł swą opowieść
Adaś. 


Adaś ma 4 lata. Ale jego Mama pozwala mu na samodzielne
wychodzenie na podwórko. Patrzy czasem na niego z góry, chyba z 7
piętra i się uspakaja, gdy go widzi. Ale się denerwuje, gdy go nie
widzi. Bo Adaś czasem lubi się ukryć. Nie robi tego na złość Mamie.
Nie robi tego nikomu na złość. Po prostu czasem ma coś-ważnego-do-roboty!



Ostatnio, gdy się okazało, że wyjeżdża z Mamą i Tatą na krótkie
wakacje, to trochę się ucieszył a trochę zmartwił. Ucieszył
się z samego wyjazdu. Nie wiedział, gdzie jedzie, bo Mama mówiła, że
nad wodę a Tata, że wręcz przeciwnie, że na pustynię! Ech, ci Rodzice
- czasem żartują a czasem są niezdecydowani. Adasiowi postanowił poczekać aż się samo wyjaśni.


Tymczasem się martwił. Ale nie wyjazdem. Martwił się powrotem!

Bo za placem zabaw, w takim rogu gęsto zarośniętym przez krzewy i
wysokie trawy, miał swoje ulubione miejsce. Tu się czasem ukrywał. Nie
sam. Tu miał też spotkania z Przyjacielem. Przyjaciel nie był
człowiekiem, ale się zaprzyjaźnili.

 
I tego się Adaś bał najbardziej, że Przyjaciel poczuje się
osamotniony, że gdy Adaś wyjedzie, nie wiadomo jak daleko i nie
wiadomo, na jak długo, to Przyjaciel się zasmuci. A może i odejdzie.
Lub ruszy na poszukiwania Adasia i wtedy może gdzieś się zgubi. Aż
smutno było o tym Adasiowi myśleć. Ale jak przekonać kogoś, że się
wróci, gdy Adaś sam nie wiedział, kiedy wróci. Nie bardzo wiedział,
czy wróci rano czy wieczorem, czy może w sobotę czy czwartek. Pytał o
to... ale Rodzice się tylko śmiali z tych pytań.

 
Poszedł więc do Przyjaciela i długo był z nim. Rozmawiali. Gładził go
ręką a potem głęboko wzdychał. Wreszcie powiedział, że wyjeżdża...i że
wróci. ŻE WRÓCI NA PEWNO. Ale odpowiedziało mu milczenia i chłód.

Ech... Adaś zmartwiony wracał do domu a wieczorem nie mógł długo zasnąć.

 
Po powrocie z wakacji od razu pobiegł w te miejsce! Szczęśliwy
zobaczył, że Przyjaciel jest! Że czeka na niego dokładnie w tym
miejscu, gdzie się rozstali. Radośnie opowiadał zatem o wyjeździe, o
zabawach na plaży nad morzem, że plażę i wydmy nazywał Pustynią a
Morze nazywał Oceanem. I że najbardziej lubił zbierać muszelki i
kolorowe kamienie. Bo te mu przypominały Przyjaciela. I trochę tych
kamieni i muszli dziś przyniósł.

 

Potem długo obejmował i przytulał Przyjaciela. Aż ten zrobił się
cieplejszy i weselszy. A potem spostrzegł, że obok stoi też Wielkie
Drzewo, pochylone i jakby zasłuchane w Adasia opowieść. Adaś podszedł
do drzewa i też je mocno objął i przytulił.

 

Gdy odchodził jeszcze raz spojrzał na duży kamień i rosnące obok
drzewo. I pomachał ręką. Do widzenia, Przyjacielu. Do jutra. Będę tu
zaraz po śniadaniu, na pewno!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Mam ochotę na moją Kobietę.

Mija dzień

Ochota jest

Kobiety nadal nie ma.

;-)

BAJKA



BAJKA nr 3.


Nazywam się Oliwia ale wszyscy na mnie mówią Oliwka. Czemu? Podobno tak można. Ale gdy się nad tym zaczynam zastanawiać, to sama nie wiem, czy tak można czy nie można. Sami powiedzcie…

Mieszkam w dużym budynku w dużym mieście. Czasem z okna mogę zobaczyć pół świata. Tak wysoko i daleko patrzę. Ale wolę zabawy z innymi dziećmi. Po prostu mówię Mamie, że idę na podwórko (gdzie jest bezpiecznie) i tam bawię się z innymi dziećmi. Zawsze ktoś jest a jeśli nie ma nikogo, to za chwilę będzie. To dobra strona naszego podwórka. A zła? Jeśli ma być jakaś zła, to może to, że czasem jest duuużo dzieci. I trudno dla takiej gromady wymyślić wspólną zabawę. Ale się staram. Często ja coś wymyślam. I staram się by te dzieci, które chcą się bawić, znalazły swoje miejsce. To się nazywa niedyskryminacja… czy jakoś podobnie.

Najtrudniej mi jest namówić do zabawy takiego chłopca. On ma chyba 4 lata. Rude włosy i piegi na nosie, do tego niebieskie oczy. On, ma na imię Oliwier, wciąż nad czymś się zastanawia i coś wymyśla. Potrafi w połowie zabawy przystanąć i zamyślić się na godzinę. Albo i krócej.

Jego Tata wczoraj usiadł obok mnie na ławce i mi wszystko opowiedział.
Mój kolega, ten Oliwier, jest niebezpieczny!

Wczoraj jego Tata wszedł do jego pokoju, by mu powiedzieć dobranoc a ten Oliwier był w piżamie ale nie w łóżku. Siedział przy swoim stoliczku do rysowania, miał otwarty blok rysunkowy i wszystkie kredki rozsypane ale nic a nic nie rysował. Bo całą uwagę skupiał na trzech rozmontowanych telefonach komórkowych. Miła tam telefon Taty, telefon Mamy i telefon Starszej Siostry. Wszystkie telefony były kompletnie rozmontowane. Na najmniejsze, najmniejsze kawałeczki.

Tata z wrażenie aż zaniemówił…
Podniósł oczy do nieba a potem aż się w nim zagotowało. Jednak w porę sobie przypomniał, że sam w tym dniu namawiał Oliweira na odkrywanie pasji. Mówił, że pasje i odkrycia naukowe, to przyszłość świata, że zawsze tak było, że cywilizacja szła do przodu poprzez dzielnych ludzi, którzy niczego się nie boją…

Wydaje mi się jednak, że nie o takie odkrycia chodziło Tacie Oliwiera. A wiec Oliwier na pewien czas stracił dostęp do narzędzi, czyli do śrubokręta, młotka i małego pilnika. I teraz częściej jest z nami na podwórku…
Czy dostał karę jakąś za te zepsute telefony? Podobno nie.
Tylko jego Tata wciąż przeżywa ten dzień.

Ej, Oliwierze, mówi Tata, załamując ręce, co z Ciebie wyrośnie? Albo geniusz albo katastrofista! Mnie też ciekawi, co wyrośnie z Oliwiera!

Mam nadzieję, że Oliwier nie pomyśli sprawdzić, co dzieci mają w środku! Choć z drugiej strony… przecież Rodzice mówią, że każdy ma w środku coś dobrego!

niedziela, 11 sierpnia 2013

Bajka nr 2.


SEN OLIWKI.

Dziewczynka spała. Była ciepła noc i przez otwarte okno wpadało do jej pokoju delikatne światło księżyca. 


Jeden ze srebrnych, księżycowych promieni musnął jej nos. Inny pogłaskał po jasnych włosach. Kolejny zamigotał na rzęsach. 

Dziewczynka otworzyła oczy i zobaczyła wypełniające pokój światło księżyca. Nie czuła się śpiąca, nie była też przestraszona. Raczej zaciekawiona. Usiadła na łóżku. Jej biała nocna koszula nabrała księżycowego blasku. Wtedy usłyszała ciche odgłosy.

W pudełku z zabawkami coś się ruszało.

Dziewczynka zamieniła się w słuch!

Gwar narastał. Z pudełka z zabawkami zaczęły pojedynczo wychodzić jej zabawki. Ale… tym razem one się samodzielnie ruszały a nawet ze sobą rozmawiały. Pierwsze wyskoczyły dwie piłki tenisowe. Skakały radośnie jakby nagle wyzwolone z przymusu zachowania bezruchu i  spokoju.


Za nimi wyszedł pluszowy miś i dwie lale. Jedna nawet próbowała uciszyć skaczące piłki. Ciii… szeptała. Ona może przecież się obudzić i nic nie będzie z balu!
Kto? Zapytały zdyszane podskokami piłki. No ona. Nasza Oliwka.
Śpi przecież, protestowały piłki wciąż podskakując.
Chyba nie śpi. Spójrzcie!
Piłki zamarły w powietrzu. Miś w pół kroku do okna też się zatrzymał.
O, rany! Ale wpadka! Wszystko się wydało. I co teraz?

Dziewczynka przetarła zdumione oczy! To wy potraficie się poruszać i mówić?
Tak. Powiedziała jedna z lalek. Ta ruda. Z wiśniową suknią i makijażem.
Ale skoro nas widzisz, to wszystko idzie źle. Musimy odwołać nasz wyjazd na bal. 


Nie. Proszę, nie. Weźcie mnie z sobą, poprosiła Oliwka. Chętnie pójdę z wami na ten nocny bal. Wcale nie jestem śpiąca. Ale Ty jesteś za duża! Wtrącił się do rozmowy Pluszowy Miś. Jak to za duża? Chyba za mała! Jeszcze nigdy nie byłam na balu…

Zatem jest tylko jedna rada! Powiedziała druga lala, ta czarnowłosa. Musimy skorzystać z czarów. Księżycu, pomóż nam proszę!
I wtedy Księżyc położył na oczach Oliwki swoje dwie srebrne dłonie.


Oliwka zamieniła się w ogromną lalę. Miała srebrzyste włosy i długą suknię balową. W ręku srebrny wachlarz a na włosach diadem z pereł.

Do tego maseczkę w kształcie okularów.

Dobrze, klasnęły w ręce lalki. Teraz możesz z nami iść na bal.
Zaraz podjeżdżają srebrne księżycowa sanie. Do rana wrócimy!

Wiszące w powietrzu tenisowe piłeczki z ulgą opadły na ziemię.
Pędźmy na ten bal. Wybiła już księżycowa godzina.
Wtedy podjechały sanie, wszyscy wskoczyli do nich przez okno a pokój opustoszał.

sobota, 10 sierpnia 2013

Bajka, pierwsza z dłuższego cyklu, bo to zamówienie! ;-)


"ZAGUBIONA"

Znalazły ją dzieci. Była trochę brudna i zagubiona, lekko zasmarkana
od płaczu. Pokazywały ją rodzicom ale nikt z dorosłych nie zwracał na
nią uwagi, taka przybrudzona, zabłocona, szara i smutna... A bo pada
deszcz, mówiły dzieci. Rzućcie to na śmietnik! Nie macie już się czym
bawić? Pytali dorośli. Dzieci jednak zebrały się na naradę. Żyje?
Spytało jedno z dzieci. Chyba żyje. Odpowiedziało drugie. Może da się
ją jakoś osuszyć? Zapytało trzecie. Ale sami widzicie, dodało czwarte,
nie możemy jej zabrać do domu. Dorośli się nie zgodzą. To smutne.
Westchnęło piąte.

Po jakiejś godzinie i długim zastanawianiu się dzieci postanowiły
zanieść odnalezioną do zaprzyjaźnionego miejsca. Tam będzie jej sucho
i ciepło, tam będziemy ją odwiedzać. Tak! Tak! To najlepszy pomysł,
jaki mógł nam przyjść do głowy. Do pięciu głów!

Do zaprzyjaźnionego miejsca nie było daleko, nie trzeba było nawet
przejść przez jezdnię. A to liczyło się najbardziej, bo żadne z dzieci
nie miało zgody i pozwolenia rodziców na samodzielne przechodzenie
przez jezdnię.

Jak dobrze, że to blisko. Tuż za rogiem. Tuż za placem zabaw.

Proszę Pana! Odezwało się najstarsze i najodważniejsze (chociaż prawdę
mówiąc, to każde z dzieci miało odwagę i coś, czym się wyróżniało, ale
o tym opowiem innym razem). Proszę Pana, mamy tu coś. Ale nie możemy
zabrać do domu, a żal nam wyrzucić. No i... mamy prośbę. By Pan wziął
to do siebie. A my będziemy ją odwiedzać, będziemy często przychodzić
i przynosić różne historie z podwórka i opowieści ze świata. Będziemy
u Pana częstymi gośćmi.

A co to jest? Zapytał Dorosły, jednocześnie Właściciel Zaprzyjaźnionego Miejsca.

To, widzi Pan, Zagubiona Bajka... Długo musiała gdzieś leżeć na
deszczu i w błocie. Zabrudziła się, zamokła, zrobiła się szara i
brzydka. Przypomina kawałem starej szmatki ale... my myślimy, że ona
się ożywi, że odżyje!

Obiecujemy, że będziemy ją odwiedzać. Zawsze przyniesiemy jej jakąś
historyjkę z podwórka lub opowieść ze świata.

Ona może przeżyje. Bo my ją lubimy i chcielibyśmy bardzo, by była z
nami, nawet gdy kiedyś dorośniemy.

Dobrze, zgodził się Dorosły. Niech u mnie zostanie. Będę o nią dbał. A
Was zapraszam do częstych wizyt i odwiedzin, bo teraz i ja i Wy
jesteście za Zagubioną Bajkę odpowiedzialni. Będziemy o nią dbać
razem. Do zobaczenia!

Będziemy dbać razem! Tak. Do zobaczenia, zawołały dzieci i rozbiegły
do swoich domów, bo już przecież zbliżał się wieczór.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Pierwszy raz mam w domu ciepło!

Dotychczas upał na zewnątrz mogłem rekompensować szybkim zamknięciem drzwi i zanurzeniem się w chłód. Mury grubości 50 cm i dwa piętra niezamieszkałej kamienicy nad głową dawały osłonę przed każdą wysoką temperaturą otoczenia. Dziś po raz pierwszy w domu jest ciepło.

Wcale mnie to nie cieszy.

wtorek, 6 sierpnia 2013

CAŁUJĘ MOJĄ CZARODZIEJKĘ

W NOS!

;-)
wtorek
zajęć worek

a w tym worku
tylko kota brakuje!

(kota mam w głowie)

;-)
PYTANIA DO NIEOBECNEJ

Jak się czują Twoje piersi
objęte moją ciepłą myślą

(meteory, zamyślone, zapracowane,
uśpione w powiązaniach materii)

Jak się czują Twoje piersi
ujęte pożądliwą dłonią

(wesołe sutki, doskonałe krągłości,
dwa piekielne ogniwa ewolucji)

Jak się czują Twoje biodra
utkane z czułego dotyku

(rozcinające przestrzeń i czas
jak pług)

Jak się czują Twoje biodra
rozrywane niecierpliwym słowem

(rozrywam i rozgniatam,
głodny, łakomy)

Widzę je w każdej chwili
gdy przymykam oczy

(zdobywam je szybkim bojem, otwieram
i długo doskonalę pulsujący płomień)

Jak się czują Twoje usta
otwarte do szeptu

(w ciemnościach drogowskaz
w dzień ciche napomnienie)

Jak się czują Twoje usta
roześmiane tęsknotą

Oddalone od moich o chwilę
świetlną. O moment. O stukanie
do drzwi.

(ich wąskie linie są dwoma pasmami fal jednego morza,
delikatną pianą liżącą moje stopy)
Dzień dobry, Życie!

;-)

co dziś dobrego? jak leci?

umówmy się na kawę, za godzinę, ok?

to pogadamy.

niedziela, 4 sierpnia 2013

jeśli coś kocham, to kocham...
tak jakoś mam...

czasem myślę, czy miłość to nie jest uzależnienie
i czy można by żyć bez miłości do tej konkretnej
osoby

i wychodzi, że może by i było można
ale

dobrze, że nie jest inaczej niż jest

bardzo dobrze


Pisane ponieważ Edward Gorey też pisał. Więc ja po jego śladach...ach!

...........................................................

THE GASHLYCRUMBS TENIES

.........................................................................

A jak Alinka, alkohol zły piła

B jak Boleczek, ten poznał co piła

C jak Celinka, zbyt lubiła konie

D jak Daruś słodki, co zastygł w betonie

E jak Ewelinka, w słońcu się przespała

F jak Franuś mały, spotkała go pała

G jak Grażynka, gdy łowiła ryby

H jak Henryczek, surowe jadł grzyby

I jak Izabelka, wciągnięta pod koła

J jak Jaruś mały, ten nas długo wołał

K jak Karolinka, odkręcała gaz w kuchni

L jak Ludwiczek, lubił niewybuchy

Ł jak Łucia, długo spadała z dachu

M jak Maruś, zagrzebany w piachu

N jak Natalka, co dała się zjeść

O jak Oluś skromny, co miał za nic treść

P jak Patrysia, która piła sodę

R jak mały Roberto, co jak kamień w wodę

S jak Sylwunia, co weszła na wieżę

T jak Tadeuszek, cały był w eterze

U jak Urszuleczka, co wisiała długo

W jak Waldemarek, który jadł za dużo

Z jak Zosia drobna, co piekła coś w ogniu

Ż jak Żorżyk mały, zapomniany w maglu

Cały ten alfabet pisany jest po to

By wiedzieć, że dzieci to nie zawsze złoto

;-))


Pisane ponieważ Edward Gorey też pisał. Więc ja po jego śladach...ach!

...........................................................
THE GASHLYCRUMBS TENIES

.........................................................................

A jak Alinka, co alkohol piła
B jak Boleczek, co poznał co piła

C jak Celinka, co lubiła konie
D jak Daruś, co zastygł w betonie

E jak Ewelinka, co na słońcu spała
F jak Franuś mały, 

G jak Grażynka, gdy łowiła ryby
H jak Henryczek, zjadł surowe grzyby

I jak Izabelka, wciągnięta pod koła
J jak Jaruś mały, co nas długo wołał

K jak Karolinka, która spała w kuchni
L jak Ludwiczek, co

Ł jak Łucia, która spadła z dachu
M jak Maruś, zagrzebany w piachu

N jak Natalka, co dała się zjeść
O jak Oluś skromny, co miał za nic treść

P jak Patrysia, która piła sodę
R jak mały Roberto, co jak kamień w wodę

S jak Sylwunia, co weszła na wieżę
T jak Tadeuszek, który był w eterze

U jak Urszuleczka, co wisiała długo
W jak Waldemarek, który jadł za dużo

Z jak Zosia drobna, co piekła coś w ogniu
Ż jak Żorżyk mały, zapomniany w maglu

Cały ten alfabet pisany jest po to
By wiedzieć, że dzieci to nie zawsze złoto

;-))

 

DOBRA PRACA

ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...
niech znak da!

;-)
Chce! I jak chcę, tak będzie!!

Ale czego chcę? Czego ja chcę naprawdę?


wiersze, rymy, jędrne słówka
to dla głowy jest gotówka

;-)
używajcie sobie, starzy,
póki potraficie marzyć!

;-)
niedziela, nie niedziela,
trza zapierdzielać!

;-)
używajcie mózgu, młodzi,
to nie boli i nie szkodzi!

;-)

sobota, 3 sierpnia 2013

NIESAMOTNOŚĆ

jest taki wieczór gdy przychodzi do mnie

i taka noc jest przy której zasypiam

taki poranek co wciąż mówi do mnie

i taki dzień jest którym wciąż oddycham

są i dni takie co pachną wieczorem

są i wieczory które pachną nocą

są noce długie które pachnie Tobą

i są poranki nasycone mocą

dzień się wydłuża gdy jesteś daleko

pędzi szybko wieczór gdy już idziesz do mnie

noc robi się śmigła lub przepływa lekko

ranek pachnie kawą w dzień znów jesteś przy mnie

w moich dłoniach i myślach

w każdej ciała warstwie

wiosenny przebiśnieg

i jesienny aster

bo jesteś wieczorem światłem co  łagodzi

nocą która na palcach stąpając nadchodzi

porankiem co się kawą nasyca i wieścią

że dniem też jesteś ze mną... choćby opowieścią

budzić się bez planu dnia
to być mrówką bez rozkazów...
kręcę się w kółko
i obijam o ściany
jak myśli w czaszce


piątek, 2 sierpnia 2013

BAJKA O TUPANIU...

1.

Królewna zbudziła się przestraszona...
ze strychu dochodziło tupanie
spała tak słodko i głęboko a tu nagle coś ją ze snu wytrąciło
a wstać nie mogła
jako Królewna nie miała prawa do wstawania w nocy
etykieta zabraniała pokazywanie się w koszuli nocnej

ale i spać nie mogła
a na taką ewentualność etykieta nie przewidywała
właściwego zachowania

tupnęła nogą
jak to miała w zwyczaju
ale stopa jej tylko się zaplątała w puchową pierzynkę...
cóż robić, szepnęła do siebie?
całe królestwo śpi  a ja jedna nie?
rozkazuję Ci spać... wymówiła pewnym głosem rozkaz
ale do kogo? komu ja rozkazuję? sobie?

ciału? nie wiem...

tupanie nad głową nie ustawało
poruszyła więc Królewna jedną nogą i wysunęła ją spod pierzyny...
nic się nie stało
etykieta nie drgnęła mimo zakłócenia porządku
wysunęła więc drugą nogę
dość podobną do pierwszej
bo skoro pierwsza została zignorowana to może i druga też zostanie
i tak było
cisza trwała w pomieszczeniu a tupało nad głową

zsunęła się jak wąż
z łoża i cicho podbiegła do ściany sypialni...
drzwi! o rany!!
znów etykieta... kto mi je otworzy? ja nie mogę, nie powinnam
szeptała do siebie Królewna
ale drzwi były uchylone
i znów jedna noga wysunęła się poza nie
a druga wsunęła za pierwszą...

schody na górę... dokąd mnie zaprowadzą?
ogarnął ją chłód nocy i dreszcz zatańczył na plecach
owinęła się ramionami i zaczęła wstępować na schody...
które skrzypiały oburzone

nocne łazęgi... mruczały jakby...

piętro wyżej był spokój i cisza...
kroki tłumił dywan
ułożony tak, że kierował Królewnę do metalowych drzwi na końcu
korytarza

skrzypiały deski a z dziurki wystawał ogon myszki...

trzy pająki spały przy suficie
zastygłe na swych długich niciach
kilka obrazów wisiało  nierówno... drobna świeca rzucała niewielki
blask
znów drzwi... przymknięte... ruch stopy i się otworzą...
chyba powinnam wracać
tu nic dobrego przecież nie może mnie spotkać...

2.
z sufitu zwisała cienka nitka pajęczyny z małym zwierzątkiem na końcu
królewna nie zadała sobie już trudu by analizować konwenanse
dotknęła lekko małego pajączka czubkiem paznokcia i dygnęła leciutko
grzecznie ale z dystansem... gdyby ktoś to widział mogłoby się wydać
że gubi się lekko
w etykiecie

pajączek odkłonił się lekko na tyle zgrabnie na ile mu pozwalała
wisząca głową w dół pozycja
co jest? Nie jesteś senna? Zapytał cieniutko
a Królewna wzruszyła ramionami... nie bardzo, coś mnie wytrąciło ze
snu i tu zawędrowałam
nie znam tu nikogo, słyszałeś coś?
o... ja wiele słyszę.. a o co konkretnego pytasz?
Coś mnie zbudziło... I chyba ten hałas dobiegał zza tych drzwi na
końcu korytarza
ach, smutno rzekł pajączek... to co za tymi drzwiami to już nie mój
rewir polowań
nie mój teren, nie łapię już stamtąd ani głosów, ani zapachów ani
wydarzeń...
I zsunął się błyskawicznie głową w dół wzdłuż nitki pajęczyny

Królewna znów została sama... nikły blask świecy dogasał
a ona po krótkiej rozmowie była tylko bardziej rozkojarzona
postąpiła krok naprzód a zza drzwi znów usłyszała tupnięcie...
ej,,, co to za fochy.. czy nie jest to królewski przywilej...
pomyślała zazdrosna

zgrabnym ruchem jednej stopy uchyliła drzwi na końcu korytarza
cienie wydłużyły się niemożliwie
tuż za pierwszą stopą wkradła się za drzwi i druga
cienie stały w miejscu
a Królewny oczy biegały szybkim truchtem po suficie I ścianach
pomieszczenie
które było wypełnione lekkim światłem kaganka...

nie było to duże pomieszczenie ale zgrabnie umeblowane
w rogu postawiono stolik a przy nim fotel
a w zasadzie fotelik, na którym to mała mysz siedziała i czytała gazetę
gazeta nie była za duża ale taka w sam raz dla myszy..
Królewna postanowiła przeczytać tytuł ale w tym momencie znów
usłyszała ten stukot
ktoś tupał...
mysz uniosła okulary z nosa i zwróciła się do zaciemnionego kątka...
nie... nie zgadzam się na to... tup ile wlezie a ja już swoje
powiedziałem...

jednak gazeta drżała w łapkach myszy i wzrok myszy błądził nieczytelnie
dookoła działo się coś dziwnego, coś czego Królewna nigdy nie doświadczyła
tupanie, sprzeciw, spór... tajemnica...

co to za bajka? Pomyślała... proszę o jakiś bardziej logiczny ciąg
dalszy...
3.
logiczny ciąg dalszy uchylił się od obowiązków
a Królewna uchyliła się od drzwi

koraliki czasu przesuwały się w jej myślach
a etykieta słaniała się wobec nowych wyzwań i okoliczności
czy mogę tam wejść bez zapowiedzi? Kto to przewidział
nikt... skandal... jak dorosnę to.. I już miała tupnąć nogą na
wyrażenie swej woli
a tu drzwi skrzypnęły lekko i w powiększającej się szparze światła
stanęła jakaś postać.. oślepiona królewna westchnęła
a zderzona z ciemnością drobniejsza postać z drzwi zatrzymała się
gwałtownie
przed wzniesioną królewską nogą..

obie... Królewna i mała myszka (bo to była myszka)
stały jak wryte...

I sytuacja ta wymknęłaby się zupełnie spod kontroli
gdyby nie pajączek... który jednak przebiegł za granicę swej cesji muszej
i dokonał prezentacji

w zasadzie jednak to nie dokonał bo nie wiedział kogo i jak ma
przestawiać..
wykonywał tylko dość zawiłe gesty bezgłośnie poruszając szczękami...

wyglądało to na zawiły balet dworski...

aż wreszcie delikatnie zawiązał na palcach królowej nić pajęczą
na której zapisał swoje imię.. okazało się że to była pajączek Karol...

Karolu.. bądź tak dobry i poznaj mnie z tą oto osobą
I pozwól mi opuścić nogę... bez szkody dla Twego życia i zdrowia

jakoś się to później tak potoczyło że  w drzwiach dokonała się szybka
prezentacja całej trójki
a potem siedli wszyscy na dywanie na drugim końcu korytarza...
wieczór był późny lub noc wczesna...co było robić...
zastanawiali się długo a ja w tym czasie uciąłem sobie
drzemkę

cdn...
idea nowa, bajkowa! 

http://bajkersi.blog.pl/