piątek, 19 lipca 2013

Porządki (lub Sprzątanie).

Robię porządki. Ona tu była. Była długo, śladów nazostawiała.
Naczynia? Do pozmywania. Na kubku po herbacie... ślad. Cień smaku. Piła z mojego kubka. Na łyżeczce lekki aromat cytryny i ciepło jej skóry. Splecione razem. Na jej palcach aromat cytryny pewnie pozostał. Sprzątam. Na talerzu rozgrzebane słodycze. Ciasto. Ślady ugryzień. Na brzeżku talerza zarys jej palca. Słodycz opuszka. Na widelcu mały zaciek lukru. Tu jej dłoń musnęła, ruch zatrzymany, jak w bryłce bursztynu.

Podchodzę do łóżka. Koc. Zagnieciony biodrami. Siedziała swobodnie, beztrosko. W gnieździe prześcieradła dla prostej przyjemności utkała zawój, zapis wieczoru. Sferę ciepła. W której delikatność się schowała. Ukryła. Czuję powiew chłodnego świeżego powietrza. Z uchylonego okna na rozgrzane łóżko. Rozwijam delikatnie koc, wytrząsam te jej ciepło na dywan. Na moje stopy. Falami lekkiej bawełny opada na mnie pył jej dotyku.

Strzepuję prześcieradło. Na nim... zarys jej dłoni. Obrys piersi. Odciśnięta linia brwi. Cienie pozostawione przez lampkę nocną, przez jej boczne ciepłe światło. Delikatnie przesuwam te cienie w stronę krawędzi łóżka. Opadają bezgłośnie.

W łazience też odnajduję jej zapach. Smugi na kafelkach. Muśnięcie na lustrze. Muślin pajęczyn zaczepionych pomiędzy drzwiami a szafką. Drży jak szkic jej przelotnego spojrzenia.

W kuchni świeca, którą zapaliła. Odciśnięta w ciepłym wosku. Ona. Cała. Rozlewa się wanilią. Zastyga piżmem przy drzwiach wyjściowych. Zostawia odciśnięcia bosych stóp na dywanie.

Delikatnie i uważnie ewidencjonuję te dowody jej bycia, jak zapis zbrodni doskonałej. Dotknięcia, muśnięcia, zdecydowane lub delikatne obejmowanie rzeczy i przestrzeni. Uśmiech. Spojrzenie spod rzęs. Wypowiadane słowa.

Zbieram, ewidencjonuję, układam. Sprzątam. Oczyszczam. Gromadzę w pudełeczkach pamięci. Bo gdy znów przyjdzie, ponownie będzie potrzebowała tych miejsc i przedmiotów. Bo gdy znów przyjdzie to pozostawi nowe znaki. Przeznaczenie nie wybucha nam w dłoniach fajerwerkami. Ono nam się mieni. Delikatnymi nićmi codzienności. Szary splot. Przetykany intensywnymi barwami.

(a na podłodze łazienki odkrywam zarys ludzkiej stopy, nową nadzieję na bezludnej wyspie, delikatnie szmatką poleruję podłogę, zbierając ulotność tej chwili)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz