dla A. S. z okazji nowej perły w jej naszyjniku
.............................. .............................. .............................. .................
..............................
Kobieta i jej perły.
Znów zmierzch osiadał na krawędzi
dnia. Tym razem był to wieczór jeden z tych szczególnych.
Siedziała sama na brzegu wanny. Kątem oka widziała się w lustrze.
Ogarniały ją mieszane uczucia. Lata mijały. A ona nie była tak
bardzo szczęśliwa, jak by chciała. Próbowała różnych związków.
Bywała zakochana. Bywała porzucana. Sama też odchodziła i
wracała. Lub brała nowych facetów w swoje ramiona i uda. Dziś
poczuła się zmęczona. Tym tańcem z życiem.
W domu było ciepło. I cicho. Dzieci
wybiegły na podwórko. Raczej nie wrócą same. Będzie musiała
zawołać je i namówić do powrotu. Wie, że wrócą. Są dość
posłuszne. A dziś ma dla nich też deser. Słodycz. Smakołyki.
Przyjdą. Będą z nią przez chwile. Potem zażądają bajek,
telewizji lub przytulenia. Dostaną wszystkiego po trochu i położy
je spać. A teraz ma czas dla siebie.
W nocy przyśniło jej się coś o czym
trochę wstydziła się myśleć za dnia. Ale sen nie odleciał, jak
to często bywa ze snami. Ten przykleił się do niej delikatnie i
trwał. Migotał. Uśmiechnęła się. Kobieta po 40tce, pomyślała...
To skarb. Perła. Zatem... mrugnęła do swego odbicia w lustrze. Zatem. Jeszcze się niektórzy zdziwią! A ja najbardziej.
Promień uśmiechu zalał blaskiem jej usta i pozostał.
Kolejne dni nie różniły się od
siebie. Natomiast wszystko jakby wypiękniało. Jakby
wypełniło się rozświetleniem. Błyszczało i lekko raziło oczy.
Życie z każdym dniem znów podobało jej się bardziej.
Na urodziny dostała perłę.
Pojedynczą perłę nawleczoną na cienką nić.
Zdjęła z szyi (na chwilę) sznur
pereł i powoli je przeliczyła. Były różnej wielkości.
Od drobnych po średnie i większe.
Raczej regularne ale czasem wyczuwała opuszką palca zgrubienia i
skazy na niektórych. Dziś zsunęła je wszystkie i ułożyła
inaczej niż dotychczas.
Po prawej i po lewej stronie ułożyła
te najmniejsze, potem dodawała kolejne. Na środku położyła tę
perłę największą. Tę którą właśnie otrzymała.
Nawlekała je powoli i z uczuciem
jakiego dawno nie doznała. Nawlekała każdą perłę myśląc o
niej i o czasie jaki ze sobą niosła. O swojej młodości,
pierwszych miłościach, prawdziwym zakochaniu, seksie i namiętności,
pasjach a także zwykłych dniach, chorobach i smutku. Życie
zapisane w perłach było prawdziwe ale... jakoś niepełne. Może
któraś z pereł była fałszywa? Może wypełniona strachem
promieniowała na inne. Zarażała je i powodowała przygaszanie
blasku?
Delikatnie polerowała każdą z pereł,
ogrzewała ją i obserwowała jej blask.
Każda była przecież cząstką jej.
Nie do wyrzucenia, nie do zaprzeczenia.
Z tym sznurem będę dalej żyć.
Uśmiechnęła się. I ten sznur będzie ze mną.
Ale ja to teraz trzymam w ręku i
układam naszyjnik. Dziś ja decyduję o tym
jak wygląda mój sznur. Jak sobie
przeplotę, jak nawlokę, jak dumnie nosić będę.
Największą perłę nawlokła na
środek. Potem następne. Wieczorem założy sznur korali
ale już teraz czuła jego ciepło i
lekkość. Wieczór nie był już samotną wyspą.
Perła nr 40 zalśniła na środku
naszyjnika, jaka będzie perła nr 41... Zobaczymy.
Może to będzie ta czarna. Ta cenna.
Najcenniejsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz