ZWYKŁY WIECZORNY SPACER
Podarowałem jej korale. Perły słów
nanizane na nić spojrzeń. Mocny węzeł
rozwiązał się we śnie. Gdy dotyk
Przetoczył się po jej karku, zwijał czas
w przeraźliwie maleńkie kuleczki.
Padał deszcz wspomnień. Ciepłe płomienie lizały stopy.
Garść chwil, okruchy słów. Wybuchały kryształy dobroci.
Pocztówki myśli wirowały w powietrzu. Zachodziło
słońce. Noc stawała się jedynym towarzystwem.
Mijam poprzewracane drogowskazy. Na rogach ulic
przystaję. Czekam na jej kroki.Czuję
- noc mnie otacza ciepłym moherowym swetrem.
Jej piersi tańczą
w moich dłoniach, jak dwa puchary napełnione dzikim winem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz