sobota, 11 maja 2013

dla AS... z okazji nowej perły w naszyjniku

...........................................................................................................
Kobieta i jej perły.

.................................
Znów zmierzch osiadał na krawędzi dnia. Tym razem był to wieczór jeden z tych szczególnych. Siedziała sama na brzegu wanny. Kątem oka widziała się w lustrze. Ogarniały ją mieszane uczucia. Lata mijały. A ona nie była tak bardzo szczęśliwa, jak by chciała. Próbowała różnych związków. Bywała zakochana. Bywała porzucana. Sama też odchodziła i wracała. Lub brała nowych facetów w swoje ramiona i uda. Dziś poczuła się zmęczona. Tym tańcem z życiem.

W domu było ciepło. I cicho. Dzieci wybiegły na podwórko. Raczej nie wrócą same. Będzie musiała zawołać je i namówić do powrotu. Wie, że wrócą. Są dość posłuszne. A dziś ma dla nich też deser. Słodycz. Smakołyki. Przyjdą. Będą z nią przez chwile. Potem zażądają bajek, telewizji lub przytulenia. Dostaną wszystkiego po trochu i położy je spać. A teraz ma czas dla siebie.

W nocy przyśniło jej się coś o czym trochę wstydziła się myśleć za dnia. Ale sen nie odleciał, jak to często bywa ze snami. Ten przykleił się do niej delikatnie i trwał. Migotał. Uśmiechnęła się. Kobieta po 40tce, pomyślała... To skarb. Perła. Zatem... mrugnęła do swego odbicia w lustrze. Zatem. Jeszcze się niektórzy zdziwią! A ja najbardziej. Promień uśmiechu zalał blaskiem jej usta i pozostał.

Kolejne dni nie różniły się od siebie. Natomiast wszystko jakby wypiękniało. Jakby wypełniło się rozświetleniem. Błyszczało i lekko raziło oczy. Życie z każdym dniem znów podobało jej się bardziej.

Na urodziny dostała perłę. Pojedynczą perłę nawleczoną na cienką nić.
Zdjęła z szyi (na chwilę) sznur pereł i powoli je przeliczyła. Były różnej wielkości.
Od drobnych po średnie i większe. Raczej regularne ale czasem wyczuwała opuszką palca zgrubienia i skazy na niektórych. Dziś zsunęła je wszystkie i ułożyła inaczej niż dotychczas.

Po prawej i po lewej stronie ułożyła te najmniejsze, potem dodawała kolejne. Na środku położyła tę perłę największą. Tę którą właśnie otrzymała.

Nawlekała je powoli i z uczuciem jakiego dawno nie doznała. Nawlekała każdą perłę myśląc o niej i o czasie jaki ze sobą niosła. O swojej młodości, pierwszych miłościach, prawdziwym zakochaniu, seksie i namiętności, pasjach a także zwykłych dniach, chorobach i smutku. Życie zapisane w perłach było prawdziwe ale... jakoś niepełne. Może któraś z pereł była fałszywa? Może wypełniona strachem promieniowała na inne. Zarażała je i powodowała przygaszanie blasku?

Delikatnie polerowała każdą z pereł, ogrzewała ją i obserwowała jej blask.
Każda była przecież cząstką jej. Nie do wyrzucenia, nie do zaprzeczenia.
Z tym sznurem będę dalej żyć. Uśmiechnęła się. I ten sznur będzie ze mną.
Ale ja to teraz trzymam w ręku i układam naszyjnik. Dziś ja decyduję o tym
jak wygląda mój sznur. Jak sobie przeplotę, jak nawlokę, jak dumnie nosić będę.

Największą perłę nawlokła na środek. Potem następne. Wieczorem założy sznur korali
ale już teraz czuła jego ciepło i lekkość. Wieczór nie był już samotną wyspą.
Perła nr 40 zalśniła na środku naszyjnika, jaka będzie perła nr 41... Zobaczymy.
Może to będzie ta czarna. Ta cenna. Najcenniejsza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz