czwartek, 10 maja 2012

DOM, noc 4.

Wczoraj wracałem bardzo późno. Około północy. Ciche uliczki prowadziły mnie w kierunku domu
a potem skręciłem w tę krótką, ślepą, docierającą pod boczną furtkę. Tędy lubię wchodzić, bo droga krótsza i mniej pułapek. A ciemno jest i można na coś wpaść. Znów spojrzałem w okna tego domu. Ciemno w każdym oknie, w tych strychowych i w tych piwnicznych też ciemno. Zamarły dom.

Przeszedłem przez furtkę, minąłem niski budynek nielegalnego garażu, czekającego na rozbiórkę i wszedłem na porozbijany chodnik, którego płyty nikły w trawie lub piasku. Najpierw widzę ganek mojego mieszkania, potem drzwi balkonowe, które są obecnie wejściowymi, potem schody... obłupane stopnie i krótka poręcz. Na ganku kiedyś ustawiłem graty, szafy i kilka jeszcze niepotrzebnych mebli oraz stół i dwa krzesła. Teraz ze zdziwieniem zauważyłem płomień świecy.

Na ganku na stole stała latarenka, którą rano wypakowałem z walizki i postawiłem w kuchni.

A teraz ta moja latarenka stała na stole na odkrytym ganku i pozdrawiała mnie nikłym płomieniem świecy. Miło. Uśmiechnąłem się na taki powitalny gest. Chyba rzucę rzeczy i zejdę znów na chwilę do piwnicy.

Idę do głównych drzwi. Nie biorę latarki. Otwieram drzwi wejściowe i schodzę do piwnicy. Ciemność mnie ściśle ogarnia. Otacza. Wyciągam dłoń w ciemność i szukam ściany. Drepczę ostrożnie po zarzuconej śmieciami podłodze. Dotyk. Znów czuję przelotny dotyk ciepłej dłoni.

Muska mnie po palcach i znika w ciemności. Bezgłośnie. Lubię ten dom.

Wracam. Rano do pracy. W drzwiach odwracam się i cicho szepczę podziękowanie.

Żegna mnie cichy podmuch wiatru z głębi piwnicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz