DOM SMUTKU. Noc 5.
Znów wracam nocą do domu. Późne te
powroty. Droga przez ogród już mnie nie straszy. Znam ścieżki i
pułapki. Wyczuwam stopami grunt a smugi światła z dalekich domów
pozwalają na mi orientację w terenie.
Ale tym razem, gdy mijam boczną
furtkę, którą jak zwykle używam jako główną, ogarnia mnie fala
smutku. Jest to namacalne i wyraźne uczucie. Aż tracę oddech.
Patrzę na ganek ale nie dostrzegam tam światełka powitalnego.
Ogród tonie w ciemności a dom jest jak martwy. Jednak smutek wisi w
powietrzu i blokuje mi drogę do domu. Przedzieram się z wysiłkiem
do drzwi.
Otwieram je, rzucam plecak, biorę
klucz i biegnę do piwnicy. Obawiam się najgorszego.
Ciemność na schodach i w
pomieszczeniach piwnicy już nie robi na mnie wrażenia. Teraz szukam
tylko tej smugi ciepła, która ocierała się o moją dłoń. Ale
czuję tylko chłód ściany. Czuję tylko pustkę i brak obecności
żywych istot w przestrzeni. Wchodzę do kilku pomieszczeń, wszędzie
nieład i stosy śmieci. Poruszam stopami jakieś sterty i brnę
dalej. Aż do ściany. Nie ma dalej przejścia, nie ma dalej gdzie
iść. A słyszę ten płacz, z kilku stron naraz. Jakby kilka osób
płakało. Ale to coś we mnie drży i płacze.
Wychodzę z pustej piwnicy poruszony tym
odkryciem. Płakało coś czy ktoś a potem ten płacz, żal i smutek
wszedł we mnie i tkwi jak zadra.
Wracam zmęczony do mieszkania. Nie
cieszy mnie nawet herbata. Kubek stygnie. Wylewam. Idę spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz