środa, 16 maja 2012


DOM W PŁOMIENIACH.

Wracam późno, jak zwykle. Nawet mi się za bardzo nie spieszy.
Samotny dom stoi przecież na uboczu czasu.
Tam cicha uliczka. Dzika zieleń. Skromne ślady ludzkiej obecności okrywa bujność przyrody.

Nagle wypełniam się niepokojem.
Okolica poruszona. Z głównej ulicy wchodzę w błyski alarmowych świateł. W zawodzenie syren.

Widzę dom otoczony jest błękitnym blaskiem. A to przecież noc.
Z bliska już wiem. Pożar! Zalany wodą ganek i ogród. Węże strażackie wyciągane z okien piwnicy.

Ponoć niegroźne zaprószenie ognia. Budynek nie ucierpiał.
Tylko piwnica będzie do remontu.

A to zmienia rzeczywistość. Teraz piwniczne skrytki po remoncie i z nową instalacją elektryczną nie skuszą. Ogarnia mnie żal. Jak po utracie przyjaciela. Mimo, że to przecież były takie krótkie chwile i przelotny dotyk. Jedyne ciepło jakie tu poczułem.

Strażacy zwijają i pakują swój sprzęt.
Stoję w ogrodzie. Patrzę jak odjeżdżają.
Znów ogród ogarnia mrok przetykany zapachem spalenizny.
Robi mi się smutno. Samotnie. Przyzwyczaiłem do tych cichych mieszkańców piwnicy.
A tu ktoś ich wykurzył. Żywym ogniem. Nieludzkie!

Wracam na ganek. Dziś chyba nie zasnę.
Parzę kawę. Zegar wybija północ. Na ganku siedzę i patrzę w mrok.
Zapalam świecę w małej latarence. Zapalam kadzidełko. Noc pachnie i migoce.


….............................................
Po tygodniu przychodzi list.

Kartka w kopercie. Ilustracja czy fotografia nieznanego mi domu.
I kilka słów. „Pozdrowienia. Zapraszamy.” I tu adres...

A więc za jakiś czas się jednak spotkamy.

Wiem, że nie muszę odpisywać. Moja decyzja jest im znana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz